Norweski dziennik namiotowy. Dzień 8 i 9
Rano obudziło nas słońce zachęcając do kąpieli w lodowatej wodzie. Szkoda tylko, że kiedy my zebraliśmy się do kąpieli ono zaszło. Ale cóż zrobić nie pierwszy i nie ostatni raz przyszło nam się kąpać bez słońca. A tak w ogóle to chyba byliśmy atrakcją dla kilku autobusów wycieczkowych, które przejechały drogą obok, bo jednak nie było już aż tak rano i zaczęły co raz to jechać :D
Po lodowatej kąpieli chwila na ogrzanie i jeszcze trochę snu potrzebnego na późniejszą porę dnia w związku z nocną wycieczką, którą planowaliśmy.
Później łapanie stopa. Długi czas szliśmy, bo nie było dobrego miejsca żeby zatrzymywać samochody a i ruch nie był zbyt duży. Zaczął padać deszcz i dopiero po jakiejś 1,5godziny takich przemoczonych zabrał nas samochód na szwedzkich tablicach, który dowiózł nas na sam Nordkapp.
Po drodze przejechaliśmy przez znany turystom płatny tunel- 47Nok od osoby.
Nordkapp przywitał nas mgłą, wiatrem i chłodem.
Zmęczeni po przejściu długiej drogi z plecakami i zimnem, bo trochę nas prześmigał wiatr, rozbiliśmy się nad urwiskiem kilkaset metrów poniżej stacji Nordkapp.
Zjedliśmy kolację i w ramach ogrzania ucięliśmy sobie drzemkę. Kiedy kładliśmy się Nordkapp był zimny, wietrzny i mglisty. Po 3,5h naszej drzemki pogoda diametralnie się zmieniła. Kiedy koło 23 otworzyliśmy namiot przywitało nas piękne słońce, zachęcając do wycieczki.
Ruszyliśmy więc na prawdziwy Przylądek Północny- Przylądek Knivskjellodden wysunięty o jakiej 6km dalej na północ niż stacja Nordkapp, tłumnie odwiedzana przez turystów.
Od naszego obozu usieliśmy wrócić się asfaltem 3km, by wejść na szlak. Ruchu po godzinie 23 właściwie już nie było. Przez całą drogę naszej nocnej wycieczki świeciło ciepłe północne słońce. Szliśmy więc upajając się ciszą, spokojem i niezmierzonymi przestrzeniami tundry, oświetlonymi północnym słońcem.
Wiele uroku w czasie drogi miało także szukanie na horyzoncie kamiennych stożków, którymi w Norwegii są znakowane szlaki. Niekiedy bardzo malowniczo wplatają się one w górski krajobraz.
Po drodze częściej niż ludzi spotykaliśmy stada reniferów, które zobaczywszy nas uciekały pędem przez krajobraz tundry.
Miłym doświadczeniem było także uświadomić sobie, stojąc na Knivskjellodden, że od bieguna północnego dzieli nas jedyne 2100km. Satysfakcja i zadowolenie płynące z bycia w takim miejscu, zobaczenia na własne oczy niejako „końca świata” i przekonania się, że dalej już naprawdę tym lądem nie da się dotrzeć jest naprawdę wielka a doświadczenie tego bezcenne.
Niestety krajobraz, atmosfera i piękno Przylądka Północnego oraz tej wycieczki nie jest możliwe do opisania. Nawet zdjęcia nie oddają tego, co można tam zobaczyć i przeżyć. Jest tylko jedna opcja- samemu doświadczyć północy.
Cała wyprawa zajęła nam około 7 godzin, po których zmęczeni, ale pełni zachwytu wróciliśmy do namiotu, nieopodal którego spało sobie spokojnie stado reniferów -ot taka po prostu rzeczywistość dalekiej północy...
Stety , albo niestety nie byliśmy na stacji Nordkapp, przy globusie. Opinie które słyszeliśmy o niej od wielu osób wraz z kosmiczną ceną za wejście (235Nok od osoby) pozwoliły nam podjąć decyzję o pominięciu wejścia do tej „atrakcji”.
Po powrocie byliśmy nieco wygłodniali, bo nie wzięliśmy ze sobą nic do jedzenia a to jednak była cała noc marszu. Zjedliśmy i położyliśmy się na krótką drzemkę.
Wstaliśmy koło 12 poskładaliśmy się i ruszyliśmy w stronę drogi, by łapać stopa.
Nasz stop zatrzymał się po jakiś 20 minutach. Był to mężczyzna mieszkający w powiecie Nordkapp. Zabrał nas i opowiadał o wszystkim dookoła więc był to nie tylko stop, ale też wycieczka z przewodnikiem.
Pokazał nam stację militarną kontrolującą ruch powietrzny w Europie od Rzymu po Murmańsk,
jedyną piaszczystą plażę na Nordkappie
i opowiedział o 200 000 tys. reniferów mieszkających na Nordkappie, których miejscowi nie znoszą, bo wyjadają im z ogródków wszystko, co możliwe.
Powiedział też bardzo ważną rzecz. Mianowicie, że jeżdżąc drogą, którą nas wiózł zazwyczaj nie widział, co jest dookoła niej. Tego dnia, jak powiedział mężczyzna, pierwszy raz od 4 lat była tak piękna pogoda i on sam mógł zobaczyć, jak wygląda krajobraz Nordkappu…
Mężczyzna podwiózł nas do Huninsvag i wysadził w kluczowym miejscu- przy supermarkecie. Rema 1000 to nasz ulubiony norweski sklep :D Zaszaleliśmy i kupiliśmy dwa rodzaje parówek (56Nok), 2 chleby (6,5 Nok i 15Nok),ser (64Nok), masło czekoladowe (8Nok) i zupki chińskie (7Nok). Generalnie mimo, że na zakupy poszło 160 Nok, stwierdziliśmy, że zakupy były udane i niedrogie(ok.80zł). Chyba zmieniamy myślenie na norweskie ceny.
Po zakupach stopowania ciąg dalszy. Niestety przez 2godziny nikt nas nie chciał zabrać i dopiero fińska para zatrzymała się dla nas i zawiozła nas do Alty.
W Alcie byliśmy około 20. Przeszliśmy w stronę rzeki i tam w deszczu rozbiliśmy namiot. Nasze humory poprawiła wykwintna kolacja: parówki, chleb i ser. Po takiej kolacji z nadzieją na słoneczny poranek poszliśmy spać.
Po lodowatej kąpieli chwila na ogrzanie i jeszcze trochę snu potrzebnego na późniejszą porę dnia w związku z nocną wycieczką, którą planowaliśmy.
Później łapanie stopa. Długi czas szliśmy, bo nie było dobrego miejsca żeby zatrzymywać samochody a i ruch nie był zbyt duży. Zaczął padać deszcz i dopiero po jakiejś 1,5godziny takich przemoczonych zabrał nas samochód na szwedzkich tablicach, który dowiózł nas na sam Nordkapp.
Po drodze przejechaliśmy przez znany turystom płatny tunel- 47Nok od osoby.
Nordkapp przywitał nas mgłą, wiatrem i chłodem.
Zmęczeni po przejściu długiej drogi z plecakami i zimnem, bo trochę nas prześmigał wiatr, rozbiliśmy się nad urwiskiem kilkaset metrów poniżej stacji Nordkapp.
Zjedliśmy kolację i w ramach ogrzania ucięliśmy sobie drzemkę. Kiedy kładliśmy się Nordkapp był zimny, wietrzny i mglisty. Po 3,5h naszej drzemki pogoda diametralnie się zmieniła. Kiedy koło 23 otworzyliśmy namiot przywitało nas piękne słońce, zachęcając do wycieczki.
Ruszyliśmy więc na prawdziwy Przylądek Północny- Przylądek Knivskjellodden wysunięty o jakiej 6km dalej na północ niż stacja Nordkapp, tłumnie odwiedzana przez turystów.
Od naszego obozu usieliśmy wrócić się asfaltem 3km, by wejść na szlak. Ruchu po godzinie 23 właściwie już nie było. Przez całą drogę naszej nocnej wycieczki świeciło ciepłe północne słońce. Szliśmy więc upajając się ciszą, spokojem i niezmierzonymi przestrzeniami tundry, oświetlonymi północnym słońcem.
Wiele uroku w czasie drogi miało także szukanie na horyzoncie kamiennych stożków, którymi w Norwegii są znakowane szlaki. Niekiedy bardzo malowniczo wplatają się one w górski krajobraz.
Po drodze częściej niż ludzi spotykaliśmy stada reniferów, które zobaczywszy nas uciekały pędem przez krajobraz tundry.
Miłym doświadczeniem było także uświadomić sobie, stojąc na Knivskjellodden, że od bieguna północnego dzieli nas jedyne 2100km. Satysfakcja i zadowolenie płynące z bycia w takim miejscu, zobaczenia na własne oczy niejako „końca świata” i przekonania się, że dalej już naprawdę tym lądem nie da się dotrzeć jest naprawdę wielka a doświadczenie tego bezcenne.
Niestety krajobraz, atmosfera i piękno Przylądka Północnego oraz tej wycieczki nie jest możliwe do opisania. Nawet zdjęcia nie oddają tego, co można tam zobaczyć i przeżyć. Jest tylko jedna opcja- samemu doświadczyć północy.
Cała wyprawa zajęła nam około 7 godzin, po których zmęczeni, ale pełni zachwytu wróciliśmy do namiotu, nieopodal którego spało sobie spokojnie stado reniferów -ot taka po prostu rzeczywistość dalekiej północy...
Stety , albo niestety nie byliśmy na stacji Nordkapp, przy globusie. Opinie które słyszeliśmy o niej od wielu osób wraz z kosmiczną ceną za wejście (235Nok od osoby) pozwoliły nam podjąć decyzję o pominięciu wejścia do tej „atrakcji”.
Po powrocie byliśmy nieco wygłodniali, bo nie wzięliśmy ze sobą nic do jedzenia a to jednak była cała noc marszu. Zjedliśmy i położyliśmy się na krótką drzemkę.
Wstaliśmy koło 12 poskładaliśmy się i ruszyliśmy w stronę drogi, by łapać stopa.
Nasz stop zatrzymał się po jakiś 20 minutach. Był to mężczyzna mieszkający w powiecie Nordkapp. Zabrał nas i opowiadał o wszystkim dookoła więc był to nie tylko stop, ale też wycieczka z przewodnikiem.
Pokazał nam stację militarną kontrolującą ruch powietrzny w Europie od Rzymu po Murmańsk,
jedyną piaszczystą plażę na Nordkappie
i opowiedział o 200 000 tys. reniferów mieszkających na Nordkappie, których miejscowi nie znoszą, bo wyjadają im z ogródków wszystko, co możliwe.
Powiedział też bardzo ważną rzecz. Mianowicie, że jeżdżąc drogą, którą nas wiózł zazwyczaj nie widział, co jest dookoła niej. Tego dnia, jak powiedział mężczyzna, pierwszy raz od 4 lat była tak piękna pogoda i on sam mógł zobaczyć, jak wygląda krajobraz Nordkappu…
Mężczyzna podwiózł nas do Huninsvag i wysadził w kluczowym miejscu- przy supermarkecie. Rema 1000 to nasz ulubiony norweski sklep :D Zaszaleliśmy i kupiliśmy dwa rodzaje parówek (56Nok), 2 chleby (6,5 Nok i 15Nok),ser (64Nok), masło czekoladowe (8Nok) i zupki chińskie (7Nok). Generalnie mimo, że na zakupy poszło 160 Nok, stwierdziliśmy, że zakupy były udane i niedrogie(ok.80zł). Chyba zmieniamy myślenie na norweskie ceny.
Po zakupach stopowania ciąg dalszy. Niestety przez 2godziny nikt nas nie chciał zabrać i dopiero fińska para zatrzymała się dla nas i zawiozła nas do Alty.
W Alcie byliśmy około 20. Przeszliśmy w stronę rzeki i tam w deszczu rozbiliśmy namiot. Nasze humory poprawiła wykwintna kolacja: parówki, chleb i ser. Po takiej kolacji z nadzieją na słoneczny poranek poszliśmy spać.
Komentarze