Wietnamsko - laotańska pętla. Dzień 39, 40, 41, 42 Zamknieta pętla - Saigon raz jeszcze...
Do Sajgonu zawitaliśmy raz jeszcze i pewnie raz ostatni na najbliższych kilka lat. Zostawiliśmy sobie na niego dobre 3,5 dnia a to dlatego, że jako rzec by pewnie można światowa metropolia ma wiele do zaoferowania.
Późnym popołudniem dotarliśmy do Sajgonu, choć łatwe to nie było, bo główne ulice były kompletnie zatkane z powodu trwającego w najlepsze festiwalu Tet, ale trzeba przyznać miały też bajeczne dekoracje z kwiatów.
Wszystkie nocne autobusy zatrzymują się przy głównej ulicy wzdłuż której ciągną się nie najdroższe hotele. Cena noclegu oscyluje od 14 - 20$ w zależności od rożnych opcji. Warto jednak uważnie dać się zaczepiać paniom naganiaczkom, które proponują tzw. home stay. I my właśnie z takiej opcji skorzystaliśmy. Co prawda przez pierwsze kilka razy trzeba było nauczyć się drogi przez kręte uliczki, ale cena 10$ za noc przekonała nas do tego bardzo szybko. Tym bardziej, że jak się okazało wcale nie była ona taka skomplikowana.
W czasie tych 3,5 dnia schodziliśmy Saigon dość dokładnie - nie tylko w dzielnicach turystycznych.
Widzieliśmy operę,
i byliśmy w centralnym meczecie. A ten był godny uwagi. Schowany w ekskluzywnej dzielnicy hotelowej pomiędzy wieżowcami kontrastował z nimi nie tylko wielkością, ale też stylem.
A obok niego naszą uwagę zwrócił, jeszcze bardziej schowany niż sam meczet i jeszcze bardziej kontrastujący z otoczeniem stary dom. Miał on wiele okien i we wszystkich z nich były półki z różnego typu porcelaną. Ciekawe co to za miejsce.
W środę popielcową, bo ta zastała nas w Sajgonie, byliśmy w katedrze "Notre Dame".
Msze w niedziele w katedrze w Sajgonie o godzinach: 5.30, 6.30, 7.30, 9.30, 16.00, 17.15, 18.30
Czas krótko przed msza i krótko po mszy jest dobrym na pozaglądanie w poszczególne boczne ołtarze katedry. Jak się okazało jeden z nich jest poświęcony wspominanym już przez nas wcześniej 117 Męczennikom Wietnamskim.
Odwiedziliśmy Muzeum Kobiet (darmowy wstęp). Jest ono całkiem spore. Przedstawia kobiety od czasów dawnych - ich ubrania i styl życia
a także pokazuje nowszą historię czasów wojny oraz kobiety na niej walczące.
Oczywiście nie zabrakło też podziwu nad jedyną w swoim rodzaju, Sajgońską "urbanic jungle", która jak dobry zabytek budziła wiele zachwytu ;)
Były ostatki z wietnamskimi drinkami po 3zł i durianowym koktajlem,
i był ostatni, śmiemy twierdzić jeden z najlepszych jedzonych przez nas w Wietnamie, Com (zestaw obiadowy)
Sajgon i nasza wietnamsko - laotańska podróż zakończyła się ostatnią kawą w kawiarni Trung Nguyen. Tej mieszanki smaku, atmosfery, klimatu i przeżyć niestety mimo przywiezionej ze sobą kawy i zaparzarek niestety już nigdy nie da się odtworzyć...
Późnym popołudniem dotarliśmy do Sajgonu, choć łatwe to nie było, bo główne ulice były kompletnie zatkane z powodu trwającego w najlepsze festiwalu Tet, ale trzeba przyznać miały też bajeczne dekoracje z kwiatów.
Wszystkie nocne autobusy zatrzymują się przy głównej ulicy wzdłuż której ciągną się nie najdroższe hotele. Cena noclegu oscyluje od 14 - 20$ w zależności od rożnych opcji. Warto jednak uważnie dać się zaczepiać paniom naganiaczkom, które proponują tzw. home stay. I my właśnie z takiej opcji skorzystaliśmy. Co prawda przez pierwsze kilka razy trzeba było nauczyć się drogi przez kręte uliczki, ale cena 10$ za noc przekonała nas do tego bardzo szybko. Tym bardziej, że jak się okazało wcale nie była ona taka skomplikowana.
W czasie tych 3,5 dnia schodziliśmy Saigon dość dokładnie - nie tylko w dzielnicach turystycznych.
Widzieliśmy operę,
i byliśmy w centralnym meczecie. A ten był godny uwagi. Schowany w ekskluzywnej dzielnicy hotelowej pomiędzy wieżowcami kontrastował z nimi nie tylko wielkością, ale też stylem.
A obok niego naszą uwagę zwrócił, jeszcze bardziej schowany niż sam meczet i jeszcze bardziej kontrastujący z otoczeniem stary dom. Miał on wiele okien i we wszystkich z nich były półki z różnego typu porcelaną. Ciekawe co to za miejsce.
W środę popielcową, bo ta zastała nas w Sajgonie, byliśmy w katedrze "Notre Dame".
Msze w niedziele w katedrze w Sajgonie o godzinach: 5.30, 6.30, 7.30, 9.30, 16.00, 17.15, 18.30
Czas krótko przed msza i krótko po mszy jest dobrym na pozaglądanie w poszczególne boczne ołtarze katedry. Jak się okazało jeden z nich jest poświęcony wspominanym już przez nas wcześniej 117 Męczennikom Wietnamskim.
Oczywiście spacerując po Sajgonie nie odmówiliśmy sobie kolejnego mnóstwa świątyń chińskich, konfucjańskich, hinduskich i buddyjskich pagód, które ponownie nie szybko przyjdzie nam znów oglądać. A te w czasie Nowego Roku Tet wypełnione były ludźmi niekiedy po brzegi. A Ci gorliwie kadzili bóstwa z dymem śląc swoje modlitwy. No i właśnie z tym dymem niekiedy był problem, bo nie dało się niekiedy przebywać wewnątrz dłużnej 5min ze względu na wysoki stopień zakadzenia małych pomieszczeń z tysiącami kadzidełek. W większości z nich były tam co prawda wiatraki o dużej mocy, wyrzucające dym ponad dach, jednak przy takim oblężeniu i one niewiele pomagały.
Odwiedziliśmy Muzeum Kobiet (darmowy wstęp). Jest ono całkiem spore. Przedstawia kobiety od czasów dawnych - ich ubrania i styl życia
a także pokazuje nowszą historię czasów wojny oraz kobiety na niej walczące.
Dla osób lobujących historie wojny Wietnamskiej - ciekawe.
Byliśmy też w Muzeum Historii Wojennej (bilety: 30.000vnd/os). To zdecydowanie zasługuje na większa uwagę. Można w nim znaleźć naradę dobry zbiór zdjęć będący reportażem czasów tak naprawdę nie aż tak dawnych. Pokazuje historię, co prawda od jednej strony i zapominając, że nieco później stosowano niewiele inne środki przeciwko tak naprawdę 'swoim'. Ale niektórych zachowań Amerykanów myślę wytłumaczyć i wybaczyć nie można ze względu na szczególne okrucieństwo i nie przestrzeganie ogólnie przyjętych na całym świecie konwencji wojennych.
UWAGA! Pomieszczenia na piętrach są mocno klimatyzowane i można w nich nieźle zmarznąć. A i warto sprawdzić w jakich godzinach jest przerwa - w chwili, gdy dzwoni dzwonek na przerwę wszyscy w dość szybkim tempie są wypraszani.
Sporo było też w naszych spacerach takiego zwykłego Sajgonu z motorynkami, gwarem i propagandowymi plakatami.
Oczywiście nie zabrakło też podziwu nad jedyną w swoim rodzaju, Sajgońską "urbanic jungle", która jak dobry zabytek budziła wiele zachwytu ;)
Były ostatki z wietnamskimi drinkami po 3zł i durianowym koktajlem,
i był ostatni, śmiemy twierdzić jeden z najlepszych jedzonych przez nas w Wietnamie, Com (zestaw obiadowy)
Sajgon i nasza wietnamsko - laotańska podróż zakończyła się ostatnią kawą w kawiarni Trung Nguyen. Tej mieszanki smaku, atmosfery, klimatu i przeżyć niestety mimo przywiezionej ze sobą kawy i zaparzarek niestety już nigdy nie da się odtworzyć...
Komentarze
Јestem zafasсуnowana, żе mogłam
poznać іnny punkt ωiԁzеnia.
Proѕzę o wіęcej:).
Alѕo visit my blog post ... wycieczki szkolne gdansk
Zapraszam
http://okiemwiewiorki.blogspot.com/p/podroze.html
Pozdrawiam
Ciągnie mnie w tamtą stronę świata strasznie. Póki co wybieram się do Chin i Hong-Kongu, na Wietnam być może skuszę się za rok.
Zdziwił mnie meczet.
Myślałem, że Wietnamczycy to przede wszystkim buddyści, animiści i w nieznacznym odsetku chrześcinajnie
+pozwólcie, ze dodam do obserwowanych.
pozdrawiam ;)
nie baliście się skorzystać z oferty tzw. "naganiaczy" i nocować u kogoś prywatnie?
pozdrawiam serdecznie i zapraszam również do odwiedzenia naszego bloga:
http://marta-milosz.blogspot.com
a best web page fοr most up-to-date updatеs.
Feеl frеe to surf to my blog: http://happy-barcelona.pl/
I reаlly enϳoyеԁ reading іt, you might be
a great аuthor. I will еnѕuге that I boοκmark youг blog and definitely ωіll
come back in thе future. Ι want to enсоurage
уou to ultimately cοntinue yοur great ϳоb, have a nice afternoon!
Looκ into my site ... montaż alarmów szczecin