Norweski dziennik namiotowy. Dzień 20

Kolejna noc była bardzo kiepska. Nie wiem czy to las i góry tak mocno trzymały zimne powietrze i wilgoć czy faktycznie była taka zimna noc. Możliwe też, że zimno i dreszcze były dalszym ciągiem odpowiedzi na długą wycieczkę w góry. W każdym razie oboje bardzo źle spaliśmy. Co raz budziliśmy się z zimna i za nic nie mogliśmy skumulować energii. Poza tym gdzieś w pobliżu namiotu hasały dzikie konie, które żyją w Dovrefjell i które budziły mnie odgłosem swojego galopu i skutecznie rodziły równie dziką jak one obawę, że w swym szalonym pędzie staranują nasz namiot. Na szczęście noc dobiegła końca. Jedak to nie był koniec zdrowotnych przygód. Krzysiek przytruł się czymś. Stawiam, że to te zimne parówki na szczycie siadły mu na żołądek, bo co by innego?

Dla odmiany także i mnie zaczęła łapać choroba a kolano nadal bolało. Zeszliśmy jednak do Kungsvol, by łapać stopa.

Po 1,5h naszego łapania stopa, na zatoczkę na której staliśmy zajechał samochód tylko co się okazało- wcale nie dla nas. Kobieta zatrzymała się, by pójść do toalety do zajazdu naprzeciwko. Ale powiedziała, że nas weźmie i tak po 5 min jechaliśmy w ciepłym samochodzie do Bjorli. Tam zrobilismy zakupy w Bunprisie: chleb 22Nok(nacieliśmy się :/, marmolada pomarańczowa 15Nok( nie polecamy- skórki pomarańczowe w galaretce z cukrem), ser 55Nok, czekolada x2- 9 Nok x2, keczup 9Nok.

Z Bjorli wzięła nas kobieta jadąca w stronę Andaleness i wysadziła nas przy Trolsvagen, czyli ścianie troli.





Po zrobieniu zdjęć złapaliśmy stopa do mostu, który skręcał na drogę trolli oddalonego o kilka kilometrów.

Tam zaczęliśmy łapać stopa aby dojechać, a właściwie przejechać przez drogę trolli, ale koś nikt nie chciał się dla nas zatrzymać. Dodatkowo ja miałam się bardzo kiepsko w związku z czym tego dnia zrezygnowaliśmy z dalszej podróży i udaliśmy się na poszukiwanie noclegu.

I tak znalazł się piękny nocleg na polanie w brzozowym gaju i miejscem ogniskowym a w dodatku z turkusowo-zieloną rzeką poniżej... Bajkowy to był nocleg.





Szkoda tylko, że całe popołudnie i wieczór spędziłam w śpiworze w ramach wygrzania po lekach. Na szczęście już wieczorem czułam się zdecydowanie lepiej.

Skorzystaliśmy też z miejsca ogniskowego i Krzyś przypiekł na kolację nasze salami :)

Zapowiadała się ciepła spokojna noc i tak z nadzieją na słoneczny poranek w pełni zdrowia poszliśmy spać.

Komentarze

Popularne posty