Węgierska majówka - cel Budapeszt.
Następnym naszym przystankiem był Budapeszt. Po tym jak udało nam się w końcu znaleźć parking, jeżdżąc milionem jednokierunkowych, wąskich uliczek odetchnęliśmy z ulgą. Parkowanie w Budapeszcie i jeżdżenie po nim samochodem to nie lada wyzwanie dla nie znających terenu...
Zatrzymaliśmy się w Goat Hostel, bardzo przyjemnym miejscu. Takim zdecydowanie spokojniejszym i przytulniejszym niż te znane nam choćby z Anglii... Poza tym w bardzo dobrej lokalizacji no i cenie.
W sumie spędziliśmy w Budapeszcie jeden pełny dzień plus popołudnie i przedpołudnie, niby 2 dni się z tego składają, ale jednak pełnych takich nie było. Z założenia wiedzieliśmy, że całego nie uda nam się zwiedzić więc cieszyliśmy się byciem w nim i zahaczyliśmy o kilka wybiórczych nieco turystycznych miejsc.
Obowiązkowo odwiedziliśmy wzgórze Gellerta z najlepszą panoramą w mieście. A nazywa się tak, bo kiedyś kiedy węgierscy poganie się buntowali przeciwko wierze chrześcijańskiej to strącili w beczce z gwoździami biskupa Gellerta. A bynajmniej tak mówi legenda.
Zaglądnęliśmy też do najpotężniejszej bazyliki w mieście. Warto pamiętać, że bazylika św. Stefana pierwszego króla Węgier czynna jest do 19.
Dla zainteresowanych - męża nie zmieniłam a ten mężczyzna na zdjęciu to nasz majówkowy i nie tylko towarzysz :)
W głównym ołtarzu jest umieszczona marmurowa, ludzkiej wielkości figura św. Stefana.
"Atrakcją" bazyliki jest też kaplica Świętej Prawicy, w której to znajduje się zmumifikowana dłoń św. Stefana.
Trafiliśmy akurat, że popołudniu miał być jakiś rajd po mieście, tak więc wykorzystaliśmy jedyną i niepowtarzalną okazję, by przejść samym środkiem tłocznego na co dzień od samochodów, najstarszego mostu łańcuchowego.
Przespacerowaliśmy się przez wzgórze zamkowe mijając Galerię Narodową i kilka "grubych" atrakcji. Ale do nich kiedyś wrócimy.
Zaglądnęliśmy natomiast do wnętrza kościoła św. Macieja - to w nim odbywały się koronacje węgierskich królów. Wnętrze wyróżnia się freskami znakomitych artystów. Niestety spora część kościoła była akurat w remoncie.
Hala targowa z zewnątrz wygląda zdecydowanie ciekawiej niż wewnątrz. Pamiątki na wszystkich straganach takie same i do tego mnóstwo warzywniaków i mięsnych z tonami - trzeba przyznać- smacznego węgierskiego salami. Poza tym bez szału choć zainteresowani mogą znaleźć trochę świeżo przygotowanych specjałów węgierskiej kuchni czy piwa z Unicum.
Byliśmy także na basenach termalnych na wyspie św. Małgorzaty, chyba największym terenie rekreacyjnym w mieście. Jest to naprawdę ogromy obszar, ale proszę wierzyć jest tam zwyczajnie tłoczno, naprawdę odpoczywa tam chyba cała stolica.
Kompleks basenowy bardzo fajny - przede wszystkim naprawdę wielki a do tego dla śmiałków zjeżdżalnie o nie banalnych zjazdach o czym niektórzy mieli okazje się przekonać ;) Śmiało więc możemy polecić.
Jak widać zobaczyliśmy niewiele, nie tylko samych zabytków, ale i miasta. Ale wyjechaliśmy zadowoleni i to najważniejsze, bo to znaczy że wrócimy :)
Zatrzymaliśmy się w Goat Hostel, bardzo przyjemnym miejscu. Takim zdecydowanie spokojniejszym i przytulniejszym niż te znane nam choćby z Anglii... Poza tym w bardzo dobrej lokalizacji no i cenie.
W sumie spędziliśmy w Budapeszcie jeden pełny dzień plus popołudnie i przedpołudnie, niby 2 dni się z tego składają, ale jednak pełnych takich nie było. Z założenia wiedzieliśmy, że całego nie uda nam się zwiedzić więc cieszyliśmy się byciem w nim i zahaczyliśmy o kilka wybiórczych nieco turystycznych miejsc.
Obowiązkowo odwiedziliśmy wzgórze Gellerta z najlepszą panoramą w mieście. A nazywa się tak, bo kiedyś kiedy węgierscy poganie się buntowali przeciwko wierze chrześcijańskiej to strącili w beczce z gwoździami biskupa Gellerta. A bynajmniej tak mówi legenda.
Zaglądnęliśmy też do najpotężniejszej bazyliki w mieście. Warto pamiętać, że bazylika św. Stefana pierwszego króla Węgier czynna jest do 19.
Dla zainteresowanych - męża nie zmieniłam a ten mężczyzna na zdjęciu to nasz majówkowy i nie tylko towarzysz :)
W głównym ołtarzu jest umieszczona marmurowa, ludzkiej wielkości figura św. Stefana.
"Atrakcją" bazyliki jest też kaplica Świętej Prawicy, w której to znajduje się zmumifikowana dłoń św. Stefana.
Trafiliśmy akurat, że popołudniu miał być jakiś rajd po mieście, tak więc wykorzystaliśmy jedyną i niepowtarzalną okazję, by przejść samym środkiem tłocznego na co dzień od samochodów, najstarszego mostu łańcuchowego.
Przespacerowaliśmy się przez wzgórze zamkowe mijając Galerię Narodową i kilka "grubych" atrakcji. Ale do nich kiedyś wrócimy.
Zaglądnęliśmy natomiast do wnętrza kościoła św. Macieja - to w nim odbywały się koronacje węgierskich królów. Wnętrze wyróżnia się freskami znakomitych artystów. Niestety spora część kościoła była akurat w remoncie.
Hala targowa z zewnątrz wygląda zdecydowanie ciekawiej niż wewnątrz. Pamiątki na wszystkich straganach takie same i do tego mnóstwo warzywniaków i mięsnych z tonami - trzeba przyznać- smacznego węgierskiego salami. Poza tym bez szału choć zainteresowani mogą znaleźć trochę świeżo przygotowanych specjałów węgierskiej kuchni czy piwa z Unicum.
Kompleks basenowy bardzo fajny - przede wszystkim naprawdę wielki a do tego dla śmiałków zjeżdżalnie o nie banalnych zjazdach o czym niektórzy mieli okazje się przekonać ;) Śmiało więc możemy polecić.
Jak widać zobaczyliśmy niewiele, nie tylko samych zabytków, ale i miasta. Ale wyjechaliśmy zadowoleni i to najważniejsze, bo to znaczy że wrócimy :)
Komentarze